— Ale, ale, i ja przecież chciałbym wiedziéć o co wam idzie, — powiedział Scypio do ojca. — Co to wszystko znaczy?
— Dowiesz się późniéj — odrzekł hrabia rzucając na wykradacza pełne nienawiści i pogardy spojrzenie.
A potem tonem młodego ojca i z najwyuzdańszém lekceważeniem, dodał:
— Czy widzisz tego człowieka? był to wiejski bakałarz... szalenie kochał się w ładnéj dziewczynie... która go tyle kochała o ile kochać można takiego kloca, który razi gburowatością a nudzi pedanteryą, to jest kochała go jak brata... Jam mu zdmuchnął tę ładną dziewczynę...
— To się wié, — zimno i nic wyjmując z ust cygara, powiedział Scypio.
— W kilka lat późniéj, w czasie polowania, traf zrządził żem spotkał żonę tego wielkiego pedagoga, który dla pociechy ożenił się... Do licha! pan bakałarz wcale niezły miał gust, była to bardzo miła kobiécina... Nie było go w domu. Uznałem za rzecz zabawną zdmuchnąć mu żonę... podobnie jak mu zdmuchnąłem narzeczoną.
— Czy słyszysz ich...tego ojca i tego syna? — głuchym i przerywanym głosem rzekł wykradacz do Marcina, bo go wściekłość dusiła.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/429
Ta strona została przepisana.