Ale wnet porwał się znowu no wszystkie cztéry nogi, jakby sprężyną poruszony, wstrzymał dech którego szeleszczące uderzenia przeszkadzały delikatności słuchu, i uszy długo nadstawiał.
Polowanie w kapryśnym przelocie, w niespodzianych i szybkich zwrotach, znowu zbliżało się w tę stronę i tym razem szczekaniu psów towarzyszył dźwięk myśliwskich trąbek.
W tak niebezpiecznéj chwili, strudzony lis przeczuwając blizki swój koniec, z ostatniém wysileniem, próbował jeszcze nowego wybiegu, aby tym sposobem raz jeszcze psy zbłąkać, aby im umknąć. W rozmaitych kierunkach przebiegł ugór, podwajając ślady swego tropu i krzyżując je w nierozwikłaną siatkę, tak, aby psy żadną miarą rozpoznać ich nie mogły; potém zebrawszy wszyskie siły, jednym ogromnym susem przeskoczył z ugoru w krzaki, wpadł pomiędzy skały prawie na same drzwi jaskini kamieniami i cierniami pokryte; ztamtąd, zaledwie mchu i skał dotykając, za drugim potężnym rzutem bo najmniéj sześć stóp rozległym, dosięgał największéj gęstwiny, gdzie susami na jakie tylko stężałe z utrudzenia i zanurzenia w zimnéj wodzie członki zdobyć się mogły uciekać zaczął.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/44
Ta strona została przepisana.