dozwoli mi już może nigdy wyjechać z Francyi; lecz racz Wasza Książęca Mość być przekonanym, że na zawsze zachowam pamięć wysokiéj Jego dobroci, że co dzień dziękuję Bogu iż mi dozwolił ocalić życie które od Ciebie Panie zależy uczynić drogiém i szacowném dla ludzkości...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Niepodobna opisać nawału wrażeń jakim ulégł hrabia czytając list ten; niepodobna skreślić niecierpliwéj, że nie powiem żarliwéj ciekawości, z jaką otworzył małą skrzyneczkę zawierającą Pamiętniki Marcina.
Składała je wiązka rozmaitéj wielkości papiérów, widocznie w różnych epokach zapisywanych; część tych Pamiętników skutkiem czasu już była pożółkła.
Hrabia Duriveau schwycił rękopism, szybko wrócił do swojego pokoju, zamknął się i przy blasku lampy zaczął czytać Pamiętniki Marcina.
Piérwsza godzina po północy wybiła na wieży zamku Tremblay.