dzieli, to pracowite, trzeźwe i monotonne życie, zmienialiśmy w sposób najdziwniejszy.
Limousin byłto człowiek słuszny, chudy, kościsty, silny, miał blizko pięćdziesiąt lat; według zdania towarzyszy swoich wyglądał jakby zawsze o czémś marzył; charakteru łagodnego i jednostajnego, pilny, zręczny i niezmordowany robotnik, najmniejszą piosnką nie rozweselił nigdy swojéj roboty; ciągle milczący, zdawał się żałować nawet słów, a nieraz skorośmy wrócili do naszéj chatki, aż do rana i jednego wyrazu do mnie nie przemówił.
Lecz w niedzielę, Limousin zupełnie się zmieniał.
O świcie świątecznego dnia, służąca miejskiego oberżysty przybywała ze swoim osłem dźwigającym koszyk, w którym znajdowało się: kawałek solonéj słoniny, kilka twardych jajek, pół bochenka białego chleba i mała baryłka zawierająca w sobie około dziesięciu butelek krajowego wina. Po wejściu służącéj drzwi nasze zwykle zatarasowaliśmy. Limousin stawiał baryłkę tuż przy naszym sienniku, na nim umieszczał słoninę i jaja, poczém pił póty aż zupełnie zmysły postradał.
Nie zapomnę nigdy jak raz Limousin, wychyliwszy już parę butelek wina, ale zachowując jeszcze jakiś ład w myślach, wyłożył mi następną dziwną teoryę pijaństwa:
— „Widzisz Marcinie, mówił, niedziela do mnie należy; gdybym się upijał częściéj, byłbym cały ty-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/451
Ta strona została przepisana.