Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/470

Ta strona została przepisana.

Nie mogłem zrozumieć obelżywego znaczenia ostatniego wyrazu; jednak bicie sercu, wrzenie krwi mojéj przekonało mię o wielkości zniewagi. Chociaż dziécię, po raz piérwszy poznałem uczucie nienawiści i ślepéj wściekłości i już miałem się rzucić na Beauccrona niepomny na jego siłę; wtem ocuciło mię wspomnienie słów: nie masz ani ojca, ani matki, które sprowadziły tak dotkliwą dla mnie zniewagę; gniew ustąpił, serce mi się gwałtownie ścisnęło, sił mi zabrakło i zakrywszy twarz rękami, łkając padłem na kamień na którym siedziałem.
— No, nie płacz Marcinie: cóż u diabła? czyż się trochę pośmiać nie wolno? powiedział mi poczciwy Beauccron, tknięty mojemi łzami. Ach! on tylko żartował wraz z Katarzyną, jak umieją żartować owe biédne istoty którym obce wszelkie wykształcenie.
— No, mój kochanku, biorąc mię pod brodę rzekła Katarzyna, pójdź do mnie, dam ci kilka łyżek grochowej zupy, to osuszy łzy twoje.
Lubo wdzięczny byłem Katarzynie za jéj dobre serce, nie przyjąłem jednak téj ofiary; dziesiąta wybiła, stanąłem znowu do roboty i tym razem jeszcze zawiedziony w nadziei znalezienia przyjaciela.
Wówczas, skołatany, stroskany i zniechęcony... zacząłem rozmyślać... że każdéj niedzieli pan mój, dzięki pijaństwu, usuwał się od smutnéj rzeczywistości... że się pocieszał cudowném złudzeniem...