a ja podawałem napełniony szaflik, i wkrótce znowu go napełniałem. Wieczorem, wróciwszy do lepianki, wieczerzaliśmy, nigdy z sobą nie rozmawiając, wreszcie pracą zyskiwałem chlub który mi dawał.
Nie krępowały mię zatem żadne węzły przywiązania, wdzięczności lub uszanowania; jednak mimo tylu powodów do upadku, jeszcze czas jakiś odpierałem pokusę, wczęści przez jakieś uczucie cnoty, wczęści przez samą trudność przysporzenia sobie jakiéj miarki pańskiego wina, a nadewszystko wstrzymała mię niepewna obawa, jakiej doznawałem mimo najgorętszą ciekawość, ilekroć rozważyłem że podobnie jak mój pan rzucę się w sferę nadzwyczajnych przywidzeń i tajemniczych czarów.
Nakoniec ustały namysły, przezwyciężyłem skrupuły.
Wypadało naprzód zaopatrzyć się w wino, co było bardzo trudno, bo pan mój ani na chwilę nie spuszczał z oka czarownej swojéj beczułki a tak dalece nawykł był do mierzenia jéj objętości że nigdy nie usnął pierwéj aż ją zupełnie wysuszył. Długo więc rozmyślałem nad sposobami natarcia. Nakoniec pewny prawie pomyślnego skutku, czekałem sposobności, a ta wkrótce się nastręczyła: ułożyłem mój plan we czwartek, a w następną niedzielę mogłem go już wykonać.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/472
Ta strona została przepisana.