Nigdy tego nie zapomnę. Było to w ostatnią niedzielę listopada; zimno niezmiernie nam dokuczało; obfity śniég pokrywał ziemię; niespokojny przepędziłem noc bezsenną. Rano, według zwyczaju, służąca z miejskiéj oberży przywiozła na swoim osiołku baryłkę wina i żywność. Skoro się oddaliła, pan zaparł drzwi i opatrzoną smoczkiem baryłkę umieścił u wezgłowia naszego posłania.
Wziąwszy potem blaszany kubek, Limousin, ciągle milczący, usiadł na sienniku i zaczął pić raz po razie nie mówiąc ani słowa; zwykle póty milczał aż wapory wina na mózg jego działać zaczęły...
Ja tymczasem, skurczony naumyślnie w najciemniejszym kącie lepianki, z ukosa patrzyłem na Limousina.
Czy to skutkiem mocnego mrozu, czy téż skutkiem przypadkowego usposobienia, wino nie tak, prędko działać zaczęło, a pan mój przeciw zwyczajowi swojemu, tym razem dosyć długo nie okazał zwyczajnych oznak pijaństwa. Nakoniec postrzegłem że powoli topnieje lodowa maska która przez cały tydzień niby kamieniła jego rysy; zarumieniła się blada twarz, zaiskrzyły martwe oczy; gwałtownie poprawił się na swojém siedzeniu i dźwięcznym głosem zanucił pijacką śpiewkę; następnie, w miarę postępu opilstwa, zaczął na głos mówić, a w tym dniu zwłaszcza, przywidzenia i wrażenia mojego pana były bardzo wesołe; od czasu do cza-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/473
Ta strona została przepisana.