Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/479

Ta strona została przepisana.

jużto tak gwałtownie wznosił oczy w niebo, że jego źrenica niknęła zupełnie pod powieką; już znowu kurczył powieki tak, że aż wkoło nich występowały krwawe obwódki; już nakoniec otwiérał usta tak szeroko jakby mu gęba rozdzierała się od ucha do ucha.
Tak szalona, a raczéj konwulsyjna wesołość samotnego człowieka, jego śmiéch przeraźliwy, zamiast zmniejszyć moję trwogę, powiększyły ją owszem. Nagle la Levrasse zaniechał swoich wykrzywień i śpiéwów: postrzegł mię; zatrzymał się przedemną, a osioł naśladował go.
Mimo wielkiego przestrachu, tyle miałem siły żem się porwał na równe nogi; złożyłem ręce i nie wiedząc prawie co mówię, zawołałem:
— Łaski!
Potém znowu skurczony i w kłębek zwinięty, padłem drżąc na wszystkich członkach.
Handlarz spojrzał na mnie zdziwiony i przystąpił bliżéj do mnie; kory osioł zatrzymał się także, wyciągał ku mnie swój wielki łeb i wietrzył mię niespokojnie.
— Co ty tu robisz? tak daleko od twojego pana? — spytał mię la Levrasse.
Nie śmiałem odpowiedziéć.
— Czy i Limousin jest tu gdzie?
Znowu milczałem.