— Wolę raczej powrócić do mojego pana...
— Już za późno... już go więcéj nie zobaczysz, rzekł handlarz.
I objął mię sękatemi ramionami, łatwo pokonał słaby mój opór, wyjął rzemyk z kieszeni, silnie związał mi w tył ręce i unosząc mię jak piórko, przystąpił do osła, odkrył czaprak, rozciągnął mię na pakach z towarami i nakrywszy ceratą, rzekł szyderczo:
— Dobra noc, Marcinku, dobra noc.
A zwracając mowę do swojego osła dodał:
— Ruszaj, Lucyper, ruszaj!
Lucyper iść zaczął.
W ciągu dnia spadła znaczna ilość śniegu; odgłosu kroków osła i la Lcvrassa wcale słychać nie było, a ja przejęty trwogą kołysząc się na ośle stosownie do jego ruchów, wkrótce wśród głębokiéj nocnej ciszy, słyszałem tylko czysty i przenikliwy głos la Levrassa, nucącego swą monotonną śpiewkę.
La belle Bourbonnaise
A ne vous en deplaise,
Un cocur chaud comme braise,
Ha, ba, ha, hi, hi.
Nie wiém jak długo dążyliśmy przez las, dwa razy jednak po pluskaniu wody poznałem, że osioł przebywa bagna, podczas gdy la Levrasse przecho-