Tak wyglądała matka Major gdym ją po raz piérwszy ujrzał, trzymającą w ręku straszną o kilku rzemykach dyscyplinę.
— Pójdź-że matko Major; powiedział la Levrasse do olbrzymki: — oto mały Marcinek który nie ma matki a miéć ją pragnie... Wszak będziesz jego matką?
— Tak, trochę... grubym głosem odparła matka Major.
I zbliżywszy się do mnie wzięła mię na rękę jakby jakie niemowlę w pieluchach, postawiła przy oknie, i zaczęła odbywać rewizyę.
— Muszę przecież przypatrzyć się temu nowemu malcowi, — rzekła. — No, synku, nos do góry, niechże cię obejrzę.
— Ładniutki! jak się ułoży, to będzie zwinny jak wiewiórka. A te ramiona... te uda? Obaczmy... czy giętkie... Dobrze, dobrze, to skruszeje... to się rozejdzie.
To mówiąc, matka Major we wszystkich kierunkach wyciągała mi ręce i nogi, tak że w stawach trzeszczały; to mi sprawiało ból okropny, wrzeszczałem też przeraźliwie i wyrwać się usiłowałem.
— Stój-że i milcz, powiedziałby kto że cię tu zarzynają, — mówiła okrutna kobiéta.
I macając mi biodra, dodała w dalszym ciągu swój rewizyi:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/496
Ta strona została przepisana.