Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/501

Ta strona została przepisana.

Matka Major wskazała mi drzwi od piwnicy gdzie był zamknięty, pobiegłem tam natychmiast.
Sklepione schody wychodziły na dziedziniec; zszedłem po kilku stopniach jeszcze śniegiem pokrytych i trafiłem na sień w któréj były drzwi do piwnicy. Mając wzrok nawykły do ciemności, którą wreszcie przebijał promień żywego światła, przeciskający się przez wązki otwór, zaraz dostrzegłem Bambocha; skurczony siedział w kącie piwnicy, łokcie oparł na kolanach, a brodę ukrył w obu dłoniach.
Uderzył mię naprzód dziki blask wielkich siwych jego oczu, które wydawały się ogromne przybladéj i chudéj twarzy; miał blizko lat dwanaście, daleko był wyższy ode mnie; policzki jego były wklęsłe, i tém samém jagody bardzo wydatne; prawie niedostrzeżone wargi a usta w katach ściśnione, nadawały mu wyraz szyderczy i złośliwy; czarne, twarde jak szczotka, krótkie włosy, rosły tak nizko, że otoczywszy wyższą część twarzy, kończato zbiegały się przy skroniach całkiem je odkrywając; czarność ich tak dziwacznie rysowała się na bladym blasku czoła, iż w cieniu zdawał się być ozdobiony dwoma białemi rogami.
Bamboche miał na sobie starą dziurawą bluzę, bose nogi jego spoczywały na wilgotnéj ziemi; skoro mię postrzegł zamilkł i rzucił na mnie spojrzenie pełne zdziwienia i dzikości.