przelazł przez płot i rzekł mi: — Jeżelibyś, nieszczęśliwy, powiedział komu że nie jestem kaleką, złapie cię mojemi sandałami głowę ci roztrzaskam. — Zląkłem się, płakałem; w owym czasie byłem taki mazgaj jak ty...
— Komuż chcecie abym powiedział że nie jesteście kaleką? odrzekłem temu człowiekowi. — Twoim rodzicom, jeżeliś tutejszy. — Jam nietutejszy i nie mam rodziców. — Z czegóż żyjesz?
— Patrz, przerywając Bambochowi, zawołałem; takie samo prawio było moje spotkanie z la Levrassem.
— Piękne spotkanie! powiedział Bamboche — i tak daléj mówił: — Z czegóż żyjesz? — zapytał mię żebrak. — Śpię na polu, a jadam jabłka i winogrona jeżeli gdzie znajdę. — Czy chcesz żebrać ze mną? Już mi się sprzykrzyło być kaleką, to mi wykręca nogi i kurczy ręce; dla odmiany, spróbuję teraz być ślepym, ty będziesz moim synem, będziesz mnie prowadził, a co zarobimy, tém się podzielemy. — Przystałem na projekt mniemanego kaleki; czekaliśmy nocy, a potém szliśmy i szliśmy aby jak najprędzéj opuścić okolicę w któréj udawał kalekę; nazajutrz zaczęliśmy żebrać, on jako ślepy, ja jako jego syn.
— A byłże przynajmniej dobry dla ciebie?
— Kiedyśmy nic nie wyżebrali, mnie przypisywał winę i bił mię.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/515
Ta strona została przepisana.