— I dla czegóż to matka ajor, M dawniéj tyle dobra dla ciebie, teraz tak jest niegodziwą?
— Ha, bo dawniéj byłem jej kochankiem, a teraz już nim być nie chcę, z pogardliwą chełpliwością odrzekł Bamboche.
Po raz trzeci nie zrozumiałem go, i pełen niewinnego zdziwienia, spytałem:
— Jak to? jéj kochankiem? Co to znaczy?
Nowy mój przyjaciel głośnym wybuchnął śmiechem i odpowiedział:
— Ty nie wiesz co to jest być kochankiem kobiéty... Jakiś ty głupi... w twoim wieku! (Miałem około lat jedenastu. Bamboche mógł mieć rok albo dwa więcéj.)
— Nie, — zawstydzony moją niewiadomością odpowiedziałem.
Wtedy, z trudną do uwierzenia pewnością i tonem szyderczéj wyższości, Bamboche bez żadnego skrupułu lub względu, objaśnił dziecinną niewinność moje, i opowiedział mi w jaki sposób matka Major uwiodła go.
W owym czasie, nie miałem prawie wyobrażenia o dobrem lub złem, nie dziw więc że opis niecności, zgrozy, okropności, potworności, i niegodziwości téj Megery, na mnie żadnego wrażenia nie czynił; cyniczne wyjaśnianie Bambocha tylko mnie dosyć mocno zdziwiło i nabawiło wstydu, jaki wypływa z obawy narażenia się na pośmiewisko; rumieni-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/520
Ta strona została przepisana.