nika, — teraz muszę ci powiedzieć, w kim się kocham.
— To więc już nie w matce Major? spytałem na nowo zdziwiony.
Bamboche wzruszył ramionami.
— Czy nigdy nie przestaniesz być głupcem? rzekł mi, ale potém dodał tonem czułego politowania.
— Wiesz, że boleśnoby mi było oświecać cię... będę jednak dla ciebie tum, czém kaleka bez nóg był dla mnie.
— Dziękuję ci Bamboche, rzekłem przejęty wdzięcznością — ale w kimże się kochasz, skoro już nie kochasz matki Major?
— Zaraz ci powiem kogo kocham odrzekł Bamboche.
Z żywą ciekawością oczekiwałem tego opowiadania.
Kiedy Bamboche wymawiał te słowa: „powiém ci kogo kocham,“ jego wielkie siwe oczy ognistym blaskiem zajaśniały; blada cera lekko się zarumieniła, a twarz dotąd surowa i szydercza, przybrała wyraz namiętnéj łagodności, tak, że był prawie piękny.