jestto czternastoletni chłopak; wszyscy mrą z głodu, z prawdziwego głodu, nie licząc choréj matki; ale czy wiesz com widział wśród tego mnóstwa dzieci? — małą dziesięcioletnią dziewczynkę, istnego aniołka!... prawdziwy skarb!... Wystaw sobie piękne, jasne i wijące się włoski, oczy czarne, długie jak palec, usta jak wiśnie, figurka mała, szczupła i prosta jak trzcina, a przytém minka przebiegła i tak milutka... że aż zazdrość bierze. Prawda, że trochę blada, bo ginie z głodu podobnie jak reszta jéj rodziny; ale dawszy jéj kawałek mięsa i trochę mléka, to wybieleje i dostanie rumieńców. Widzę ją już jak w pąsowéj spódniczce srebrem wyszywanéj, wdzięczy się z wysokości ludzkiéj piramidy, albo swoim ładnym dziecinnym głosikiem śpiewa: Mój przyjaciel Wincenty albo Matka Arsouille[1]; obaczysz że ta dziewczyna zasypie nas tylą sztukami białéj monety, ile piérwsza nasza Baskina zarabiała szelągów swojém maurytańskiém i suchotniczém mruczeniem. — Ale jak ją dostać, tę małą? — spytało matka Major. — Czekajże. Powiedziałem stelmachowi: mój poczciwcze, widzę że ty i twoja rodzina cierpicie głód, pragnienie i zimno. — Prawda — smutnie odpowiedział mi biédak, — mam jedenaścioro drobnych dziatek i chorą żonę, to więcéj niż człowiek znieść może; mam tylko dwie ręce
- ↑ Śpiewki te są tak sprośne iż nie śmiemy ich tu powtarzać.