Mimo tak sprzyjających prognostyków, które mi wróżyły iż prędzéj jak za miesiąc skok królika i inne ćwiczenia wykonam w sposób dosyć zadowalający, budowa moja silniéj nawet jak własna wola buntowała się zrazu przeciw naukom mojéj instruktorki.
Moje pierwsze powołanie jako mularz, przyzwyczaiło mię do zgarbionego chodu pod ciężarem przewyższającego siły moje szaflika, kiedy przeciwnie matka Major żądała abym nietylko schował barki, ale nawet abym nieraz cały korpus wtył wygiął. Najpierwej zatem uczyłem się chodzić prosto, zamiast jak zwykle, skrzywiono; postawa moja która inaczéj byłaby zapewne zgięta, tym sposobem wyprostowała się; ale na tém tylko jedynie ograniczam wdzięczność dla matki Mąjor.
Codziennie zadawała mi ona istną torturę przystępując jak to w żargonie rzemiosła swojego nazywała do skruszenia moich kości. Tych zasadniczych i nieodzownych elementów sztuki, uczyła mię w sposób następujący:
Każdego poranku, przywięzywała mi kolejno do obu pięści, trzy lub cztero-funtowy ciężar; potém, pod zagrożeniem ostréj kary poprawy, zmuszała mię do opisania ręką równolegle od mojego korpusu kolistego ruchu, zrazu dosyć wolnego, potém coraz to szybszego, któremu, że tak powiém za oś służyło moje ramię.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/541
Ta strona została przepisana.