— Źle? dla czego?
— Ja nie wiém; ale Limousin mawiał że to źle.
— Ja zaś mówię że to wcale nieźle; czy wolisz wierzyć Limousinowi aniżeli mnie?
— On powiadał że pracą zarabiać trzeba na życie.
— Mój ojciec pracował... a cóż zarobił? śmierć, ponuro odrzekł Bamboche, — kaleka bez nóg, żebrał i kradł skoro mógł... a jednak ani mój ojciec ani ja nigdyśmy nawet tak dobrej uczty nie wyprawiali sobie jak jego najlichsza wieczerza... Ja także wprzód nim żebrać zacząłem, kiedy mi umarł ojciec, prosiłem przechodniów o robotę. Chciałem pracować, ale... czy mi dano robotę? Nie. Któż się o mnie troszczył? Nikt... Alboż to wilki pracują? kiedy wilk głodny, to jé... Pracować, właśnie téż!... la Levrasse i matka Major nie pracują, ale kradną dzieci, wykręcają im członki, okładają razami i każą publicznie tańczyć niby psom wyuczonym; a jednak przy takiém rzemiośle co dzień jedzą, z mięsem i napełniają worek... O! jeżeli go kiedy znajdę ten ich worek, nie turbuj się, to się naśmiejemy; bądź więc spokojny. Poczém dodał:
— Gdybym nie czekał na Baskinę — tu zaiskrzyły się oczy Bambocha: silna i szeroka pierś jego wzdęła się gdy wymawiał to imię, — jużbyśmy byli daleko, ale cierpliwości... a obaczysz jakie życie ra-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/550
Ta strona została przepisana.