Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/552

Ta strona została przepisana.

dewszystko nie mogły walczyć przeciw łudzącym paradoksom towarzysza mojego; wyznaję bowiem że to przelotne, bujające życie z Bambochem i Baskiną, to życie swobodne i pełne przygód, zasilane jałmużną poczciwych ludzi, a w najgorszym razie ryzykownemi środkami, — że takie życie, powtarzam, wziąłem za ideał szczęścia.




9.
Człowiek-Ryba

Wieczorem dnia w którym odrzuciłem środki ucieczki, jakie mi nastręczał Bamboche, la Levrasse kiwnął na mnie palcem abym szedł za nim do pokoju włosów.
Człowiek ten, swemi konwulsyjnemi wykrzywianiami, zimną krwią, fałszywymi przebiegłem uśmiechem, ostrym głosem, ustami szyderczemi, uszczypliwemi, bardziéj jeszcze przerażał mię jak matka Major, która mimo wielkich pięści swoich i grubego głosu, widząc mię niekiedy skołatanego trudem, zlanego potem, ulegającego zawrotowi głowy, z oczami krwią zaszłemi, przecie kilko chwilowym spoczynkiem przerywała moje akrobatyczne lekcye;