— Ten łotr Bamboche, chciał umknąć, zawołała matka Major, — miałam go w podejrzeniu, widziałam że jak wilk skradał się do szpichlerza obok gołębnika, szłam za nim niepostrzeżona, i schwytałam go z tą liną w ręku...
— Ah! ha! — zawołał la Levrasse i tak komicznie skrzywił się żem aż zadrżał.
— Co większa, w oknie na dachu zrobił haczyk do przymocowania liny, po któréj chciał się spuścić...
— Oh! oh! — znowu zawołał la Levrasse, krzywiąc się jeszcze szkaradniéj.
— Związałam zbrodniarza w piwnicy. Wychowujże, ucz tych łotrów, aby ci potém uciekli, kiedy już sami na chléb zarabiać potrafią! — zawołała matka Major. — Ale idę...
La Levrasse zatrzymał ją.
— Czekaj-no! matko. Popsułaś go swoją łagodnością; bo ty więcéj hałasujesz niż mu dokuczasz... Ja zaś nie hałasuję nawet tyle co kret w swojéj jamie... nikt mię nie słyszy... a moje uczciwa rady mocniéj zajdą za skórę aniżeli cała twoja wściekłą drzączka... Mówisz więc że mały Bamboche jest w piwnicy?
— Tak, mocno go przywiązałam... choć mi chciał pożreć ręce.
— Pójdźmy więc go od wiedziéć, słodziutkim głosem rzekł la Levrasse; — i cicho i ostrożnie zmierzył ku drzwiom, niby kot dziki na swą zdobycz czyhający.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/555
Ta strona została przepisana.