rzystać z udzielonéj mi swoboby, i zbliżyć się do mojego towarzysza.
Skoro wraz z la Levrassem wszedłem na dziedziniec, zastałem tam matkę Major, która rozwijając swą herkulesową siłę, pomagała jakiemuś woźnicy spuścić po dwóch długich drągach dosyć ciężką, szczególnego kształtu skrzynię, w któréj zamknięty był człowiek-ryba, jak przekonywał o tém ogromny napis, czerwonemi literami na białém tle w następnych wyrazach ułożony:
pensyonarz pana la Levrasse artysty akrobaty.
Ta podługowata skrzynia, dosyć podobna do wielkiéj czworobocznéj wanny, miała u wierzchu blaszaną pokrywę. Dwa okrągłe okna z malowanemi szybami przepuszczały światło do wnętrza skrzyni, zaś na przodzie pokrywy widać było kilka otworów dla przewiewu powietrza, przez które jednak oko ciekawych nic dostrzedz nie mogło.
Pod pokrywą, w dolnéj stronie skrzyni, umieszczony był szeroki lejek, przeznaczany zapewne do przyjmowania wody, którą napełniano skrzynię; gdy zaś wodę zmienić chciano, wypuszczano ją za odkręceniem kurka. Skoro skrzynię po drągach stoczono na ziemię, woźnica, człowiek uczciwego i naiwnego oblicza, patrząc na swój ładunek z niejaką obawą i ciekawością, rzekł do la Levrassa:
— Spodziewam się że jegomość kontent ze mnie? Wyjechałem wczoraj, a dziś już jestem na miejscu;