— A ja tak długo jechałem ponad rzeką! — z bolesnym żalem zawołał; — no proszę, wiedząc że wiozę człowieka-rybę, nie przyszło mi na myśl spuścić skrzynię do wody aż po samą pokrywę... żeby przynajmniéj z godzinę tam pobyła, toby się dobrze ochłodził ten poczciwy człowiek, nie, ta poczciwa ryba, eh, cóż znowu, ten poczciwy człowick ryba!... O! jakiż ze mnie niedołęga!...
Zaledwie woźnica późny swój żal objawił, mieszkaniec skrzyni gwałtownie poruszać się zaczął, jakby go przerażała mowa woźnicy. — Nierozsądny! zawołał la Levrasse tobyś się był pięknie sprawił.
I znowu pochyliwszy się ku otworom skrzyni dodał:
— Leonidasie... koteczku... czy ci teraz lepiéj?
— Lepiéj... lepiej... — rzekł głos — ale do rzeki... nigdy,... o! nigdy! powiedz to woźnicy.
— Widzisz jak się próżniak Nilem zbałamucił, — przebiegle rzekł la Levrasse; już innéj rzeki znieść nie może... Patrzcieno! jaki mi pan, — dodał obracając się ku skrzyni.
— Ah! panie la Levrasse, — kiwając głową rzekł woźnica, — to dopiéro sute dochody będziesz miał jak go obwieziesz! W każdéj wiosce, w każdém miasteczku, w każdém mieście, garnął się za moim wozem tłum ludu. — Ah! człowiek-ryba!... musi to być nadzwyczajne, a bardzo ciekawe! — mówił każdy czytając pański napis. — Tak moi
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/562
Ta strona została przepisana.