„Było to wieczorem po rozdaniu nagród; ojciec mój widział przechodzących obok swojéj budki uczniów uwieńczonych dębowém liściem, którzy nieśli pod pachami pięknie oprawne książki. Trąby i kotły wybuchające hucznemi odgłosy przy każdém wymienieniu laureata w takie go wprawiły uniesienie, a słowa pana Ministra oświecenia publicznego, który ten obrzęd obecnością swoją zaszczycić raczył, i młodych uczniów nazwał przyszłą sławą Francyi, tak dalece mu w pamięci utkwiły, że tego samego wieczora jeszcze błagał pana Raymond aby przez litość wziął mię do siebie i wyuczył czego potrzeba, iżbym na rok przyszły mógł wejść do septymy, nie zważając wcale na mój żal i ciągłe spojrzenia w stronę warsztaciku biédnego stryja mojego, krawca. Pan Raymond, który zresztą wielce lubił mojego ojca, oddał mię w opiekę jednego nauczyciela, i tak zaczęło się moje uniwersyteckie wykształcenie.
„Nieszczęściem, właśnie z powodu mojéj śmiesznéj figury, lękliwości, tchórzostwa, i socyalnego stanowiska jako syn odźwiernego, niestety! po kilku latach, zostałem wybornym, zadziwiającym uczniem...
„Nie bierz tego, kochany Marcinie, za żaden paradox: wyszydzany, wyśmiéwany, ścigany przez wszystkich kolegów moich których byłem igraszką, poczułem konieczność zjednania sobie przez wielkie
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/571
Ta strona została przepisana.