Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/578

Ta strona została przepisana.

— „Mógłbym ci, kochany Marcinie, przytoczyć niezliczone dowody mojéj głupiéj nieudolności!... Ale... masz oto jeden... z tysiąca.
Wielce kochałem mojego ojca; wyjechał on na jakiś czas do Normandyi. Chciałem do niego pisać. Nakreśliłem dwadzieścia brulionów jeden nad drugi niedołężniejszych, niedorzeczniejszych; tak dalece nawykłem myśléć słowami, frazesami i myślą innych, żem musiał zaniechać wyrażenia uczuć moich własnemi słowy.
Skutkiem dosyć uderzającej sprzeczności, tego samego dnia kiedym zaniechał pisać do mojego ojca, odebrałem list od jednego z hebesów naszego zakładu.
W tym liście, zawiadamiał mię hebes, że jako tchórz, pochlebca... (tchórz, oh! prawda, ale pochleba... nie, nigdybym się na to nie odważył) i bardzo znakomity uczeń, stałem się dla niego nieznośnym, żem mu szczególnie drażnił nerwy, słowem że go do szaleństwa doprowadzałem i że skoro na przyszłość nie będę czasami ostatnim jak wszyscy inni (dodał hebes), mimo moich protektorów, spodziewać się mogę, że na zgarbionym grzbiecie zbyt pilnego ucznia, osiądzie jak najpiękniejsza, jak najobfitsza gromada kułaków.
Przytaczam tu Marcinie samą tylko treść tego listu, ale był on pełen zadziwiającego dowcipu; nigdy w życiu nie byłbym napisał podobnego.