Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/613

Ta strona została przepisana.

To mówiąc człowiek-ryba wysunął przez boczne fałdy swojéj sukni dwie chude ręce skrępowane wełnianym trykotem, poruszył niemi i wyciągnął je z widoczném zadowoleniem, po długiém ich kurczeniu.
— Wiedz o tém niezgrabiaszu, — zawołał la Luvrasse, że aby publiczność złudzie, trzeba żebyśmy się o to starać umieli; gadatliwość takiego chłopaka (la Levrasse wskazał na mnie) wszystko popsuć może; czyżby nie lepiéj było żeby i on w ciebie wierzył? Zresztą, to samego ciebie dotyczy, Leonidasie, bo skoro przestaną wierzyć w twoje płetwy, kwita z nami mój chłopcze.
— Jestto prawda, wielka filozoficzna prawda, — z komiczną powagą odpowiedział człowiek-ryba, cała nauka życia zasadza się na obudzeniu wiary w nasze płetwy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Przybycie człowieka-ryby na chwilę tylko wyrwało mię z niespokojności o los Bambocha. Przez dni kilka wszelkie moje usiłowania przybliżenia się do mojego przyjaciela pełzły na niczém; co rano widziałem że matka Major schodziła do piwnicy gdzie dawała mu lekcye, ale wnet wracała rozgniewana, wołając, iż uporczywie odmawia wykonania najmniejszego nawet akrobatycznego ćwiczenia.
„Wtedy la Levrasse, ostrożnie, zaledwo dotykając ziemi, przyczajony jak kot dziki, dążył do piwnicy, w której bawił najwięcéj kwadrans; poczém