ze wszech stron mi się teraz nastręczają, gdyż chleb jest bardzo drogi...
Te słowa wywołały wielką trwogę na wszystkie twarze.
La Levresse postrzegł mię i rzekł:
— Marcinku, masz jednę rękę zdrową; pomóżno mi przysunąć tę ławkę jak można najbliżéj okna, bo ja nie kupuję kota w worku, muszę pierwej dobrze obejrzéć mój towar.
Pomogłem jegomości przysunąć ławkę do okna i ustawić ją pod kątem prostym, tak aby światło padając na warkocze, dozwoliło lepiéj osądzić o ich połysku.
— No, moje panienki, no — rzekł la Levrasse; przystąpmy do rzeczy...
Wszystkie te biedne istoty czémprędzéj posiadały na ławce... prócz tej która ciągle ukrywała się pod cieniem komina, a któréj tylko widziałem biały czepek i bose nogi.
— A ty tam! zapytał la Levrasse, czy się nie zbliżysz?... jeszcze jest miejsce.
— Zaraz panie... odpowiedział głos miły i lękliwy, niby ze łzami pomieszany.
— Dobrze, dobrze, rzekł la Levrasse, na ostatku... wszak prawda? chcesz się widzę potargować? Jak ci się podoba moja córko, znam ja się na tych figlach... i nic zyszczesz na nich oni szeląga więcej nad naznaczoną cenę.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/624
Ta strona została przepisana.