Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/625

Ta strona została przepisana.

A potém obracając sie do kobiét siedzących na ławce, dodał:
— No, moje panienki... na dół czepki!
Przez chwil kilka zdawało się jakoby kobiéty te osłupiały ulegając uczuciu żalu, wstydu i prawie skromności.
Nakoniec jedna z nich najwięcéj zdeterminowana szybko zerwała z głowy lichy swój czepeczek.
Było to niby hasło: wszystkie warkocze rozwiązane opadły na czoła i barki tych kobiét; okazały się sploty jasne, ciemniejsze lub zupełnie czarne; rzadkie i jedwabiste; gęste i szorstkie; bujne i kędzierzawe; nakoniec siwemi włosy przeplatane, które ile możności starano się ukryć — bo łatwo było poznać, niestety! że każda z tych kobiét, podług wyrażenia la Levrassa, jak najlepiéj przyozdobiła swój towar.... O smutna i bolesna zalotności!
— Hum, hum, mnie nie tak łatwo oszukać, — mówił la Levrasse chodząc tam i napowrót koło ławki, przeglądając, ważąc i nawet mierząc każdy warkocz, aby mógł osądzić jego długość, delikatność i ciężar, oraz kolor. Nie, nie, mnie nikt w pole nie wyprowadzi... — a trzeba wam wiedziéć moje panienki, dodał szyderczo, — że ja się znam na farbowanych lisach... Wiem ja co można dokazać za pomocą pudru, węgla, oliwy albo smalcu... i jakim sposobem można popisywać się z prawdziwą niemal peruką.
Potem jeszcze raz obejrzawszy towar, zawołał