pana nie znałem! jeszczem nic wiedział jakiś pan dobroczynny!
— Idź, idź mój przyjacielu, — skromnie i ze skruchą pan mój odpowiedział, — więcéj jeszcze chciałbym uczynić.
Podczas gdy oberżysta pospieszył przygotować wiktuały, la Levrasse rzekł do matki Major:
— Podaj mi worek.
— Oto jest.
— Czy jest tu wieniec?
— Jest wszystko...
— Dobrze, — powiedział la Levrasse; — każ koniom dać owsa, a jak zjedzą...
Nie mogłem dosłyszéć co matce Major jeszcze rzekł do ucha, ale ona odpowiedziała:
— Zgoda, tak będzie lepiej.
— A więc, — mówił znowu la Levrasse, — za godzinę... tam.
— Za godzinę tam, odpowiedziała matka Major.
Wtedy obracając się do mnie, pan mój dodał:
— Słuchaj, Marcinie, weź ten worek w jednę rękę... a koszyk weźmiesz w drugą.
I dał mi stary zielony worek płócienny, bardzo lekki, chociaż dosyć wypchany.
Bamboche pozostał na straży przy człowieku-rybie; żałowałem że mnie dano polecenie, które byłoby zbyt przyjemném mojemu towarzyszowi, bo widziałby natychmiast Baskinę. Oberżysta przyniósł
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/641
Ta strona została przepisana.