Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/644

Ta strona została przepisana.

bez ładu wijący się włos, spadał na jéj wielkie czarne oczy, pokrywał szyję i barki. Trudno było wyobrazić sobie coś powabniejszego jak zachwycające rysy jéj twarzyczki, która z niedostatku nieco zapadła. Smutna, kilka razy całowała wywiędłą rękę ojca, potém, dzięki niestałości wrażeń właściwéj jéj wiekowi, zaczynała nucić jakąś melancholijną i miłą piosenkę, wybijając takt małemi nóżkami swemi. Przybycie nasze nie przerwało jéj śpiewu; lecz skoro ujrzała że zbliżamy się do matki, umilkła i z dziecinnym wdziękiem odsunęła włosy, które jéj wzrok zasłaniały; wtedy, z czołem ciągle nieco pochyloném, rękę zanurzywszy w gęstych splotach, a łokieć na kolanie oparłszy, zaczęła się nam przypatrywać zdziwiona, ciekawa i niespokojna.
Stelmach, ciągle bezprzytomny, nie postrzegł nas; jednak przybliżając do siebie kiedy niekiedy swą małą córkę, osłabionym i przerażonym głosem powtarzał:
Człowiek człowiek...
Obawa przybycia la Levrassa ścigała ojca Joasi nawet i w jego malignie.
Żona stelmacha poznała mojego pana.
Ujrzawszy go, pełna trwogi i nadziei wzniosła oczy w niebo i zawołała:
— Ah! Najświętsza Panno!! to ten człowiek!...
Podczas gdy dzieci, ciągle razem skupione, spojrzały na nas pełno zdziwienia, la Levrasse powoli