Tymczasem, pan mój, ciągle trzymając w ręku woreczek z pieniędzmi, zbliżył się do żony stelmacha i na łachmany, pokrywające jéj kolana, wysypał dość znaczną ilość sztuk srebrnych... jak sądzę, około trzystu franków...
Następnie, wydobył z kieszeni przygotowany już papier i rogowy kałamarz, umaczał w nim żelazne pióro i wraz z papierem podał żonie stelmacha, mówiąc:
— Podpisz to, moja kochana pani... a ta wyborna wieczerza należéć będzie do twoich dzieci, pieniądze zaś do ciebie... los małéj Joasi zostanie zapewnionym, nie licząc iż...
Okropny krzyk stelmacha, przerwał mojemu panu. Nie spuszczałem oczu z Joasi, nie straciłem najmniejszego poruszenia jéj ojca.
Skoro konający usłyszał metaliczny brzęk pieniędzy, konwulsyjnie porwał się na swojém łożu, powiódł wkoło siebie błędnym wzrokiem i zawołał:
— Człowiek z pieniędzmi!... człowiek... chce mi zabrać Joasię... Gwałtu!... na pomoc!...
Na ten krzyk, na widok bladych i zmienionych rysów jego, zalana łzami Joasia rzuciła się na szyję ojca i przylgła do niego; stelmach ostatniém natężeniem gasnących sił swoich, przyciskał ją do swego łona i coraz bardziéj słabnącym głosem powtarzał:
— Człowiek!!... człowiek... nie chcę... nie, raczéj
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/648
Ta strona została przepisana.