La Levrasse nic nie odpowiedział, ruszył ramionami i nakoniec z łatwością oderwał Joasię od szyi stelmacha, który jak się zdawało, musiał wtedy zupełnie stracić przytomność. Potem pan mój trzymając na ręku dziecię, które mu się nadaremnie wyrywało, rzekł do żony stelmacha idąc ku drzwiom:
— Cofać się już za późno... umowę już mam w kieszeni.
— Moja córka!... oddaj mi córkę!... nie porywaj mi córki!... — zawołała nieszczęsna matka widząc że la Levrasse płaszczem swoim okrywa Joasię. — Dzieci... na pomoc!... nic puszczajcie go... biegajcie za nim!... O! Matko Boga żywego, ratuj mię... kradną mi córkę!... to męża dobije!...
Zgłodniałe dzieci, myśląc jedynie o zaspokojeniu pożerającego głodu, nie słuchały rozkazu matki, i la Levrasse dźwigając swój lekki ciężar, wkrótce otworzył drzwi.
Nieruchomy, przerażony, stałem na środku izby niewiedząc co począć; z téj osłupiałości wyrwał mię dopiéro groźny głos pana, który obróciwszy się na progu, wrzasnął na mnie:
— Czy ty pójdziesz?
Machinalnie pobiegłem ku la Levrassowi, a gdy ten z wszelką przezornością na dwa spusty zamknął drzwi, usłyszałem jak żona stelmacha z wyrazem żarliwéj i rozpaczliwéj prośby jeszcze wołała:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/651
Ta strona została przepisana.