— I nad nią... także...
Lecz nagle blada twarz jego mocniéj jeszcze zbielała, wzrok jego zachmurzył się, nabrał dzikości, postrzegłem że mu wargi zadrgały, a to stanowiło w nim oznakę mściwego wzruszenia; szybko wyrwał mi swą rękę... i jakby chciał wejrzeć aż do głębi serca mojego, wpoił we mnie swe siwe oczy jaśniejsze jeszcze gorączkowym ogniem, mówiąc głucho:
— Więc wiele nocy przy niéj spędziłeś?
— Tak jest... naiwnie, chociaż mocno zdziwiony tak nagłą zmianą jego fizyonomii odpowiedziałem — tak jest, przepędzałem przy niéj każdą noc, każdą chwilę, których nie przepędzałem przy tobie...
— I tylko sam jeden? — coraz bardziéj powstrzymywanym głosem zapytał.
— Sam jeden; bo matka Major bawiła się zawsze z pajacem, a człowiek-ryba wprawdzie czuwał czasami przy Baskinie, lecz rzadko, gdyż utrudziwszy się mocno kuchnią i gospodarstwem, wcześnie udawał się na spoczynek.
— Zostawałeś z nią sam na sam? — powtórzył Bamboche, i oczy jego złowrogim ogniem zabłysły.
— Ale! tak... sam na sam; lecz cóż ci to?... dla czego takim wzrokiem patrzysz na mnie?
Bamboche gwałtownie się poruszył chcąc się na mnie rzucić, ale siły go zdradziły, i wypadł prawie z łóżka mrucząc:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/678
Ta strona została przepisana.