Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/688

Ta strona została przepisana.

wisiały rozmaite malowidła; najznakomitsze z nich przedstawiało człowieka-rybę.
Nasz powóz, w którym wszyscy mieszkaliśmy, ustawiono za namiotem, cześć jego w te stronę przedłużona i od miejsca igrzysk przedzielona płócienny ściany, służyła zarazem za stajnią i skład obroku dla trzech koni naszych i Lucypera wielkiego karego osła.
W wilią przedstawienia zrobiliśmy wielką próbę i wszelkie ćwiczenia poszły nam bardzo dokładnie. Od pięciu miesięcy naszéj akrobatycznéj podróży, żadne jeszcze przedstawienie nie zapowiadało tak pomyślnego skutku.
Przyzwyczajenie tyle ma potęgi, iż mimo długich lekcyj i nieodłączonéj od nich męczarni, los mój dosyć mi był znośny. Skoro więc występowałem publicznie, poczytywałem sobie niejako za chlubę pracować o ile mogłem najlepiéj, a zbiérane oklaski próżność moję mocno łechtały. Byłbym się może na seryo poświęcił ryzykownemu zawodowi skoczka, gdybym nie żywił w sobie ciągłéj nadziei prowadzenia wraz z Bambochem i Baskiny wygodnego i wędrownego życia próżnujących cyganów, które było przedmiotem codziennych naszych marzeń.
Ilekroć zapytałem Bambocha, kiedy opuścimy trupę, zawsze z tajemniczy miny odpowiadał mi: