Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/69

Ta strona została przepisana.

przygasłym, dla zbytniéj otyłości zgłupiałym wzrokiem i wązkiém czołem, dać tylko mogą twarze mandarynów, o bladych i obwisłych licach, płaskich i pozbawionych wyrazu rysach, jakie zwykle przedstawiają nam malowidła na chińskich naczyniach. Ogromny brzuch i opadłe biodra pana Dumolard, którego grzbiet tyle miał szerokości ile piersi objętości, groziły co chwila rozerwaniem pętlic jego krótkiego, szkarłatnego tużurka; a nic pocieszniejszego, nad tę tłustą, szeroką twarz, zewsząd występującą z pod małéj, na samym wierzchołku głowy osadzonéj myśliwskiéj czapki z czarnego aksamitu. Pan Dumolard ostrożnie jechał na gniadym herkulesowéj siły wałachu, kształtów wprawdzie olbrzymich, ale stanowiących niezbędny przymiot biednego zwierzęcia, które takiego mastodonta dźwigać na sobie musi.
Zbyteczną byłoby rzeczą mówić, że pan Alcyd Dumolard należycie i ostrożnie zatrzymał się przed obaloném drzewem, co widząc vicehrabia Scypio z ubliżającą powagą, złośliwie śmiejąc się, zawołał:
— Żywo, żywo, Dumolard, pokaż co umiesz mój ty tłuścioszku, dalejże przeskocz!... nie bój się, możesz być pewnym że w każdym razie padniesz na miękki, elastyczny materac!...