Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/697

Ta strona została przepisana.

W miarę jak Bamboche powtarzał, że pracowici i uczciwi ludzie są to głupi męczennicy swéj pracy i uczciwości (a nie zapomniał przytoczyć Baskinie za przykład jéj ojca); w miarę jak wychwalał chytrość, oszustwo i co gorsza, kradzież, jako środki, jako cel wesołego, próżniaczego i koczującego życia, w miarę jak powtarzał że opuszczeni i biédni u bogatych znajdują tylko samą wzgardę i okrucieństwo, że dlatego bogatych uważać powinni za nieprzyjaciół; Baskina powoli przywykła (a to było najgorsze) do mniemania że złe jakie możemy wyrządzać jest tylko odwetem. Wreszcie, usposobiona do zepsucia towarzystwem wśród którego żyliśmy, wkrótce podobnie jak i ja, wpadła w nieszczęsne błędy Bambocha. Wpływ jaki on na nią wywierał, odtąd podwójnej nabrał potęgi, i nakoniec nieszczęśliwa szalenie pokochała tego chłopaka, czuła ku niemu przywiązanie pełne tkliwości i trwogi; uczucie zaś niegodziwego obejścia, na jakie niekiedy użalać się mogła, zawsze ustępowało głębokiemu podziwianiu nieposkromionéj energii i nieustraszoności jego charakteru.
Wszystko to miało proporeye dziecinne wprawdzie, ale zupełne. Pewien wielki myśliciel powiedział, że dzieci są to mali ludzie. Wypadki których byłem świadkiem przekonywają mię o prawdzie tego axyomatu, mianowicie skoro przedwczesne zepsucie, rozlewając się po krwi dziecięcéj, zbyt