Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/70

Ta strona została przepisana.

— Ja mam skakać?... Dajże pan pokój, takiéj igraszki nie pozwala sobie nigdy człowiek mający pięćdziesiąt tysięcy talarów dochodu, odpowiedział tłusty komicznie nadymając się i szukając spojrzeniem wygodniejszéj drogi.
— Ah! owe to pięćdziesiąt tysięcy talarów dochodu nie dozwalają panu skoczyć przez drzewo? szyderczo odrzekł Scypio; majątek więc czyni pana tak ociężałym i grubym... Jesteś może nadziany dukatami, bankowemi wypchany biletami?
— Ależ, milczże przecie, panie Scypio, zawołał zakłopotany tłuścioch, całkiem niewczesne żarty pańskie... Tu w lesie, w téj siedzibie wilków i włóczęgów wykrzykujesz pan, żem napchany biletami bankowemi! Gdyby kto to usłyszał... łatwoby się do zabicia mnie skusił.
Potém, obracając się do strzelca, który właśnie z drugiéj strony drzewa do psów swoich przeszedł, pan Dumolard zawołał:
— Słuchajno, mój przyjacielu! Nie ma tu jakiéj innéj drogi? bo jeszcze karku skręcić nie chcę.
— Jedź pan na lewo gęstwiną, odpowiedział strzelec, a o pięćdziesiąt kroków stąd jest mała ścieszka która pana tu przyprowadzi...