— Chciałbym tylko żeby była przynajmniéj o pięć lub sześć lat strasza... O! z tak ładną figurką... na honor nie ręczyłbym za siebie...
— A jak zgrabna... jak dobrze zbudowana!
— Jaka nóżka... patrzno... jaka nóżka i jaka łydka...
— A te dołki w ramionach!
— A ta minka złośliwa... przebiegła!
— Jak zaśpiewa, tobyś ją zjadł.
— Chwała Bogu! będzie śpiewać... mówią że jéj scena z pajacem jest okropnie tłusta.
— Tém lepiéj!
— Czekajno... ty ładny mały szatanku.
— Prawda — ona strasznie zakrawa na złego ducha!...
— Należałoby nazwać ją Diablotiną... nie zaś Baskiną.
Tych wszystkich wykrzykników słuchałem ukryty za dekoracyami u wejścia do naszego teatru.
Dziś doświadczenie pozwala mi dokładniéj zastanawiać się nad wrażeniami, jakie to dziécię wywarło na publiczności.
Jeżeli Baskina zmieniła się moralnie, to niemniéj wykształciła się i fizycznie: jéj rysy, zawsze czarowne, lubo straciły słodki wyraz swobodnéj niewinności, a policzki, jeżeli się tak wyrazić godzi, nie miały już owej świeżéj okrągłości; cera, mimo że jasna i pełna przezroczystości cechującej siłę i zdrowie,
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/701
Ta strona została przepisana.