Hi, hi, hi, panienko,
Widziałem przez okienko
Twe miłostki z Arlekinem
Tym błaznem, djabła synem.
Wczoraj wieczór przy księżycu,
Widziałen jak na twém licu
Skradł.....
Baskina (przerywa mu głośnym śmiechem i z bezwstydną złośliwością pyta:)
Czy tak?
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ta scena odbywała się wpośród głośnéj wesołości zgromadzonych tłumów.
Te nędzne, zaledwie rymowane dwuznaczności, nikczemne i sprośne dowcipy, służyły głównie za pretext, za ramę do scenicznéj gry, do brudnych deklamacyj pajaca i do wybitniejszego oddania całéj sprzeczności dziecinnego i wyzywającego wdzięku jego towarzyszki.
Nieczysty zapał kuglarza wydał mi się w owym dniu nad wszelki wyraz wyuzdanym; z zuchwałą postawą, sprośnym giestém, zaiskrzonym okiem, zbliżał się po kilkakroć do Buskiny pragnąc objąć jéj kibić, a tak dalece posunął się w swojéj cynicznéj pantominie, iż niektórzy widzowie wyszydzili go; większa jednak liczba obsypała poklaskami zanosząc się od śmiechu.