jącą trywialność téj sceny. Baskinę przyjęto szalonemi oklaski, zapał doszedł do tego stopnia, iż mnóstwem drobnych a nawet i srebrnych pieniędzy zasypano przedteatralne deski, czego tém mniéj można się było spodziewać, że scena ta, mająca na celu zwabienie publiczności do wnętrza naszego namiotu, odbywała się pod gołém niebem, niby bezpłatnie i żadna kwesta po niéj nastąpić nie miała.
Natychmiast po téj rozrzutności widzów, z wściekłością rozległy się szalone okrzyki fora! fora!
Zawsze nieco ukryty za dekoracyami, zbliżyłem się teraz do Baskiny, uradowany i dumny że jéj będę mógł powinszować; to bowiem co mię obecnie zasmuca, w tedy mię zachwycało.
— To mi dopiero tryumf! — po cichu rzekłem Baskinie.
— Nie wspominaj mi o tém, — odpowiedziała ożywiona, promieniejąca, z zaognioném licem, iskrzącém się okiem, — nie posiadam się z radości... tak mię to bawi!...
W téj saméj chwili wołania fora! jeszcze się głośniéj rozległy.
Baskina ochłonąwszy nieco z pierwszego uniesienia, litośnie wzruszyła ramionami, i z szyderczém spojrzeniem wskazując na publiczność, rzekła mi głosem jeszcze drgającym z wzruszenia i tryumfu:
— Patrzno jak się publiczność zapala... ale to nic jeszcze... Jeżeli wyjdę i powtórzę scenę, to prawdziwym ogniem wybuchnie.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/706
Ta strona została przepisana.