— Teraz, już mi to wszystko jedno..! bo już tylko ze mną, Marcinem, albo z matką Major występować będziesz — opryskliwie i surowo odparł Bamboche, ale wzrok i twarz jego świadczyły, iż poświęcenie i energiczny zamysł Baskiny mocno go wzruszyły.
I żeby nie okazać tego wzruszenia, odwrócił się mówiąc:
— Wołają mię.
Spiesznie odszedł; widziałem że mu łzy w oczach zabłysły.
— Mój Boże!... czegóż on chce jeszcze? — rzekła mi Baskina, która nie mogła dostrzedz rozrzewnienia Bambocha.
— On płacze... ale nie chce przyznać się do tego; odpowiedziałem Baskinie...
— Płacze... i dlaczego? — spytała.
— Bo go rozrzewniło twoje oświadczenie że wolisz narazić się na wszystko, aniżeli wystąpić na scenę mimo jego chęci.
— Widzisz więc!... widzisz!...jaki on dobry... — zawołała głęboko wzruszona Baskina.
Nagle, matka Major weszła do foyer; przebrana za dziką kobietę, miała głowę ustrojoną w wieniec