podobnie jak dziś nabawiła niebezpieczna ciekawość jednego z takich samych ichmościów; wtedy aby się od niego uwolnić, tak mocno rękami i nogami pluskałem w wodzie, że ile razy ciekawy zbliżył się do mojej sadzawki, zawszém go oblał i oślepił. Tym sposobem wybrnąłem z biédy; ale pęcherz jest daleko lepszym środkiem obrony, gdyż tę ma jeszcze wyższość iż prędko wypędza widzów, i po widowisku niepozostawia już maruderów, którzy chodząc z latarkami obok mojéj skrzyni z pod oka na mnie spoglądają:
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
O dziewiątéj wieczorem, kiedy już wszystkie lampy w zakładzie naszym pogaszono, zabraliśmy się do wieczerzy.
Bamboche, który naumyślnie zbliżać się do mnie nie chciał, rzekł mi szybko i po cichu:
— Wszystko idzie jak najlepiéj!... wszystko już gotowe... umykamy dzisiejszéj nocy!...
Gdyż plac wyznaczony dla naszych widowisk, leżał w znacznéj odległości za miastem Senlis, mieszkaliśmy zatém w naszym podróżnym powozie.