Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/727

Ta strona została przepisana.

Bamboche przeciwnie udawał nadzwyczaj rozdąsanego; mało mówił; przez cały ciąg wieczerzy poziewał, wyciągał się, mówił że jest bardzo utrudzony, a w chwili gdy mniemał że nikt nań nie patrzy, wstał od stołu zasyłając mi znaczące spojrzenie; lecz skoro przechodził po za krzesłem la Levrassa, ten, niby zrazu wcale na Bambocha nie zważając, nagle zatrzymał go i opryskliwie zapytał:
— Gdzie idziesz?
— Położę się bo już dłużéj wytrzymać nie mogę.
— My tu jedni bez drugich spać nie chodzimy, — szyderczo rzekł la Levrasse... zostań!
— Wszystko mi jedno, — odparł Bamboche, — położę się na ziemi, a i tu smaczno zasnę: proszę mię obudzić jak się skończy wieczerza.
I jak długi rozciągnął się przy jednéj z płóciennych ścian naszego namiotu przedzielającéj go od stajni wielkiego osła.
— Uważaj Lucyperze... abyś mię nie kopnął nogą przez ścianę, — rzekł Bamboche udając że zasypia i legł na ziemi.
Baskina ukradkiem rozpaczliwie na mnie spojrzała, bo Bamboche uprzedził nas że pod pozorem udania się no spoczynek, wstanie od stołu w środku wieczerzy, i dokona niektórych przygotowań niezbędnych do naszéj ucieczki, zalecając abyśmy byli zupełnie spokojni; lecz my widząc że go la Levrasse zatrzymuje, mniemaliśmy że już wszystko stra-