— Bamboche jest tam.... korzystajmy z czasu... nieco uspokojony, rzekłem po cichu do Baskiny.
Baskino skinęła na mnie abym milczał, i usiłując pokryć swoje wzruszenie, spytała.
— Kto tam?
— Jakto, kto tam? ja, la Levrasse.
— Zaraz, zaraz otworzę, — odpowiedziała Baskina.
— Dla czegóż nie natychmiast?
— Ale, bo to...
— Bo... co?...
— Bo ja chciałam się z panem... podrażnić — usiłując przybrać wesoły głos, odpowiedziała Baskina.
— Ah! byłem tego pewny. To żart — nieco spokojniéj rzekł la Levrasse, — ale moja kochana, ten żart już mię nudzić zaczyna; no, no, otwórz przecie.
— A czy pewno dostaniemy cukrowanego wina? — spytała Baskina.
— Ależ mówię wam że niosę dwie duże szklanki dla Marcina i dla ciebie, mała djablico!
W ciągu téj rozmowy wspiąłem się do szczeliny w powozie, usiłując obaczyć albo usłyszeć Bambocha; ale z wielkiém mojém zdziwieniem poczułem mocny odor siarki, i wśród nocnéj ciemności dostrzegłem światełko zrazu słabe, lecz wnet szyb-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/735
Ta strona została przepisana.