Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/757

Ta strona została przepisana.

I dziecinnym, anielskiéj czystości głosem zanuciła:

Bon jour, mon ami Vincent,
Tu reviens de ton village,
Veux-tu me faire présent
De...................

— Nie... nie... słów nie trzeba — przerywając jéj opryskliwie zawołał Bamboche — tylko samą. notę... jakąkolwiek... ale bez słów.
— I ja wolę tylko notę — rzekła Baskina — nie wiém dlaczego, słowa mię dziś... zawstydzają...
I ja podobnie jak Bamboche, piérwszy raz boleśnie oburzyłem się, słysząc jak ten głos anielski, którego melancholiczny i słodki dźwięk teraz czarował mię więcéj jak kiedykolwiek, wymawiał początkowe wyrazy nikczemnej piosenki... Baskina doświadczała podobnego uczucia odrazy i wstydu, bo wyznała biédaczka, że tego wieczora, nie wiedzieć dlaczego słowa ją zawstydzały.
Przez jakież to dziwne zrządzenie doznaliśmy wszystko troje tak nagłéj drażliwości? Baskina, przywykła zuchwale wyśpiewywać sprosności, a my słuchać ich.
Wówczas zdać sobie sprawy z tego nie umiałem; ale dzisiaj, więcéj doświadczony, w objawieniu się tak nagłéj drażliwości, w poprawie naszych uczuć, tych skutkach zapewne zbawiennego wpływu samotności i usilnéj pracy, upatruję nowy