śmiejąc się powiedziała pani Wilson; a potem czułym i przekonywającym głosem, przywołując na twarz wyraz przyjacielskiej powagi, dodała: teraz kochany Scypionie, pomówmy otwarcie; tak jest, mam cię za znudzonego, i mocno mię to cieszy.... ale znudzonego wszelkiemi niegodnemi przyjemnościami, wszelkiemi zwodniczemi rozkoszami; dlatego téż sądzę i wiem, że wszystko co jest dobrém, prawém, szlachetném, delikatném i wzniosłém, musi miéć i ma dla ciebie niepokonany urok nowości, dobroci i prawdy. Ale, otoż i ojciec pana nadjeżdża, znowu wesoło mówiła pani Wilson, nie zapomnijże się młody trzpiocie, i nie powiedz mu, żem z tobą jak szlachetna matka rozmawiała.
A zwracając mowę do zbliżającego się pana Duriveau, spytała:
— No, i cóż kochany hrabio, jakże idą łowy?
— Właśnie przybywam błagać panią o przebaczenie, żem ją zaprosił na zabawę, która się tak źle kończy.
— Jakto?
— Musimy się wyrzec nadziei uszczwania naszego lisa.
— A to dla czego?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/77
Ta strona została przepisana.