Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/774

Ta strona została przepisana.

— Kiedy pan Scypio chce... to otwórz,... — przesadzonym i pełnym formalności tonem rzekła guwernantka.
Lokaj spuścił stopień i chciał wziąć na ręce chłopczyka którego nazywano panem wicehrabią lub panem Scypionem. Ale chłopczyk podnosząc laseczkę którą trzymał w ręku, odtrącił nią lokaja, i rzekł:
— Nie dotykaj mię!... sam wysiądę...
— Pan Scypio chce sam wysiąść, powiedziała guwernantka dając znak lokajowi aby się oddalił. Daj mu pokój.
Wtedy pan Scypio dosyć zgrabnie i lekko zszedł po stopniach powozu, podczas gdy lokaje, upudrowani, sześć stóp wysokości mający, stali po obu stronach drzwiczek z odkrytemi głowy.
Skoro pan Scypio wysiadł, widząc że drugi chłopczyk to samo uczynić pragnie, zawołał:
— Nie... Robercie, ty nie wysiądziesz.. Zostań, ja chcę żeby Regina pierwej wysiadła... Powóz do mnie należy.
Nieukontentowany Robert z widoczną niechęcią usłuchał.
Ładniuchna dziewczynka, nieco słuszniejsza od Baskiny, lekko wyskoczyła z powozu, a za nią Robert i guwernantka, która zwracając mowę do sześcioletniego wicehrabi, spytała: