— Scypionie.... czy teraz będziesz jadł podwieczorek, czy później?
— Wszak, tutaj Regino, będziemy jedli? rzekł chłopczyk do dziewczynki.
— Co! — szyderczym tonem odpowiedziała dziewczynka; ja nie powiem ani tak, ani nie. Gdybym powiedziała tak, wiem, że ty co lubisz sprzeciwiać się i tyle jesteś kapryśny, powiedziałbyś nie.
— Co prawda, to prawda — dodał Robert, — Scypio najmniejszy, a jednak trzeba to robić co jemu się podoba.
— Bah... bo ja mam powóz a wy nie... dumnie odpowiedział wicehrabia.
— I mój ojciec ma także powóz, rzekł Robert zraniony w miłości własnéj.
— Prawda, ale tylko jeden, i nigdy ci go nie pożycza... mój ojciec zaś ma pięć czy sześć powozów... a ten jest mój i tylko dla mnie.
— Mnie — wesoło rzekła Regina — bardziéj jeszcze żałować potrzeba niż Roberta... bo mój ojciec nie ma żadnego powozu...
— To też, ja ci daję miejsce w moim, pyszniąc się rzekł wicehrabia.
Podczas téj rozmowy, służący wydobyli z powozu eleganckie pudełko, rozesłali serwetę na kamiennym stole i ustawili na nim smaczny podwieczorek.
Srebra i kryształy błyszczały przy promieniach
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/775
Ta strona została przepisana.