Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/777

Ta strona została przepisana.

— No to będziesz jadł co innego;wszak tu mamy co jeść. Zresztą... to była moja potrawa.
Oburzony Bamboche nagle się poruszył, i mruknął:
— Ha!... smarkaczu... czekaj!
Baskina i ja trąciliśmy go łokciami. — Zamilkł.
Wtém zdziwiony i rozgniewany wicehrabia zawołał:
— Co widzę! czemu tu nie ma śmietany?
— Wiesz przecie Scypionie że chorujesz od śmietany, i dlatego nie wzięliśmy jej z sobą — powiedziała guwernantka.
— Ja koniecznie chcę śmietany.
— Ależ...
— Powiadam że chcę koniecznie!... Niech zaraz przywiozą śmietany!
A że guwernantka sprzeciwiała się temu żądaniu, pan wicehrabia poczerwieniał, i jak każde zepsute dziecię, takim się uniósł gniewem, że omal niedostał konwulsyj.
Wtedy guwernantka rzekła jednemu z lokajów:
— Pan Scypio może zachorować z tak wielkiego gniewu; weź powóz i pojedź natychmiast po śmietanę.
— Ja ci tu zaraz... dam śmietany... łotrze! — znowu mruknął Bamboche, mimo żeśmy go pilnowali.