Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/781

Ta strona została przepisana.

by, chociaż od owéj sceny, w młodocianych moich latach wydarzonej, więcéj ich nie widziałem a potém dla tego że elegancka powierzchowność tych szczęśliwych dzieci, wkrótce stanowić miała dziwny kontrast z naszemi łachmanami, bo bluza moja i Bambocha jak niemniéj licha suknia Baskiny okrutnie się w krzakach poszarpały, zwłaszcza że wyjąwszy świetne akrobatyczne kostiumy nasze, zwykle bardzo licho byliśmy ubrani.
Tak więc milczący i ukryci, byliśmy świadkami podwieczorku tych trojga dzieci.
Powóz dawno już odjechał, gdy dalekie uderzenia piorunów i gwałtowne podmuchy wiatru zapowiadały nadchodzącą burzę.
Nagle Bamboche, dotąd zamyślony i smutny, wstał mówiąc:
Chodźcie za mną.
I odsunąwszy gałęzie, które nas ukrywały, wszystko troje pokazaliśmy się na ugorze, na którym znajdowali się guwernantka, Regina, Robert i wicehrabia Scypio.




8.
Mali bogacze.

Blada i wklęsła twarz Bambocha, ustrojonego w lichą grecką czapkę, z pod któréj wyglądały dłu-