nam dopomoże, kto choć cokolwiek zajmie się naszym losem... Racz, łaskawa pani, przeznaczyć nam jaki kącik w twoim domu, zanim umieścisz nas u jakiego rzemieślnika... bo wybierać nic będziemy... wszak tylko pragniemy czegokolwiek nauczyć się, byleby uczciwie na chleb zarabiać... Jesteśmy odważni, a tyle już wycierpieliśmy, iż żadne rzemiosło przykrém dla nas nie będzie... ale przedewszystkiém potrzebujemy żyć z uczciwymi ludźmi... Doprawdy, już czas po temu... a nawet więcéj aniżeli czas...
Guwernantka milczała, nie wiedząc co począć.
Dzieci spojrzały po sobie, ale nie zdawały się rozumiéć słów Bambocha, a jednak wyrażał się z tak chwalebném postanowieniem, z tak szczerém wzruszeniem, że parę razy dostrzegłem łzę w jego oku.
Przychodząc mu w pomoc, rzekłem:
— Tak, łaskawa pani... niech ten mały panicz (i wskazałem na Scypiona) za pozwoleniem swoich rodziców zajmie się mną... ten drugi znowu moim towarzyszem, a ta ładna panienka... naszą towarzyszką; a nie będziecie państwo żałować tego...
— O... nie... niezawodnie nie, moja panno... — rzekła Baskina błagającém spojrzeniem szukając spojrzenia Reginy, któréj ja także nie spuszczałem z oczu; gdyż patrząc na nią zblizka, znalazłem ją
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/783
Ta strona została przepisana.