Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/806

Ta strona została przepisana.

san nie uporządkował i nie zamiótł zakrystyi, jakém to wasanu dzisiaj rano zaleciła?
— Właśnie zacząłem był zamiatać, ale nadeszła godzina lekcyi, i...
— Drwię ja z wasana szkoły!... zakrystya pierwsza niż szkoła. Czyż wasanu nie płacą za to abyś ją czysto utrzymywał?
— Prawda, pani Honorato... prawda.
— No, kiedy prawda, dlaczegożeś wasan taki próżniak? A gołębnik? Już przeszło tydzień ani nogą w nim nie postałeś, aż obrzydliwość bierze spojrzéć; ksiądz proboszcz tylko co go oglądał, aż mu serce pęka... wściekły też jest na wasana.
— Za pozwoleniem... pani...
— Może wasan powiész że ci nie płacą za czyszczenie gołębnika; ale cóż u licha! czy nie mógłbyś wasan wyświadczyć tej małéj przysługi księdzu proboszczowi!
— Pani Honorata wie dobrze, że czynię mu tyle przysług ile tylko mogę, — zawsze spokojnie i łagodnie odpowiedział bakałarz, — i skoro tylko będę miał wolną chwilę, zaraz wyczyszczę gołębnik.
— Trzeba koniecznie znaleźć tę chwilę.
— Znajdę, znajdę, pani Honorato.
— Spodziewam się... Ale, słuchajno wasan: ksiądz proboszcz kazał żebyś wasan wykopał grób